Okazuje się, że mamy jesień. Pojawiło się sporo błota i duża ilość ludzi z liśćmi na głowie, a to ni mniej ni więcej oznacza, że zaczął się sezon grzybowy. Znów trzeba będzie wzuć nieprzemakalne buty tylko po to by znaleźć kilka prawdziwków, chociaż część męskiego społeczeństwa skłania się bardziej do drugiej części wyrazu przed przecinkiem. Jednak w obu przypadkach do lasu trzeba jakoś dotrzeć i producenci samochodów jak zwykle wyszli naprzeciw, proponując gotowe rozwiązanie.
Rozumiem ideę, że jedna rzecz może wykonywać kilka funkcji. Podobnie jak dzisiejsze komórki, które chyba tylko nie potrafią zaparzać kawy. Chociaż na marginesie mówiąc przy solidniejszym użytkowaniu są w stanie ją znacznie podgrzać.
Co za tym idzie pomysł na crossovery wydaje się strzałem w dziesiątkę. Kupujemy jeden samochód, który z powodzeniem łączy najlepsze cechy pojazdów z często przeciwstawnych segmentów. Coś jak w kultowym na naszych drogach Maluchu tylko o wiele lepiej.
Niestety jak zwykle rzeczywistość okazuje się dalece rozczarowująca. O ile czasami udaje się połączyć sztandarowe atrybuty dwóch klas o tyle nie istnieje i prawdopodobnie przez jeszcze długi czas, mimo zapewnień i płaczu specjalistów od marketingu, nie będzie istniał złoty środek. Mercedes jednak uparcie twierdzi, że udało mu się go znaleźć.
Może jestem zbyt ograniczony umysłowo lub oporny na wiedzę by pojąć dlaczego ktoś, kto w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach porusza się wyłącznie po mieście potrzebuje niewielkiego suva. Krawężniki poza naprawdę nielicznymi wyjątkami nie są aż tak wysokie, a zwykły kompakt z powodzeniem pokonuje uliczne nierówności i tramwajowe torowiska.
Tak naprawdę pomiędzy Klasą A, a Mercedesem GLA nie ma karkołomnych różnic. Owszem, mamy nieco zmienione lampy, kilka chromowanych dodatków na zderzakach i plastikowych nakładek na zderzakach, które mają sprawić, że właściciel uwierzy, że poradzi sobie w Camel Trophy.
Z porównaniu z kompaktem z gwiazdą na grillu GLA jest raptem o 50 mm wyższy, przez co nadal bardziej przypomina hatchbacka niż terenówkę. Poza tym dzieli z nim, podobnie jak z CLA, płytę podłogową, więc rozstaw osi jest identyczny.
Taka sama historia ma miejsce w przypadku deski rozdzielczej. Jest identyczna i nie szukajcie na niej terenowych przycisków. Ergonomia stoi na wysokim poziomie, chociaż wolałbym żeby ekran na środku był chowany. Jeśli chodzi o staranność wykończenia to jak to w Mercedesie nie ma się do czego przyczepić. Podobnie jak do materiałów na wysokości ramion. Te położone niżej, w okolicach kolan są zdecydowanie mniej przyjemne i twarde. By nie burzyć luksusowego nastroju lepiej tam nie zaglądać i ich nie dotykać, tyle tylko że zwyczajnie się nie da.
Ilość miejsca we wnętrzu będzie odpowiednia dla statystycznego właściciela i w gruncie rzeczy jest taka jak w siostrzanych modelach. Są jedynie dwie zmiany. Po pierwsze siedzi się o 40 mm wyżej za kierownicą co w połączeniu z panoramicznym dachem odbiera znaczną część przestrzeni nad głową. Po drugie bagażnik zyskał 80 litrów i teraz ma 421 litrów pojemności.
Jak łatwo się można domyślić gama silnikowa jest identyczna jak kompaktu ze Stuttgartu. Nie wiedzieć czemu silnik o oznaczeniu 200 ma pojemność 2,1 litra. Dieslowska jednostka osiąga 136 koni mechanicznych i 300 Nm momentu obrotowego, więc nie kipi szczególnie mocą, chociaż to nie najsłabszy motor. W każdym razie na przyspieszenie do setki potrzebuje niemal 10 sekund, a ta druga to jego maksymalne możliwości. Spalanie do najniższych nie należy, w mieście trzeba się liczyć ze zużyciem około 8 litrów, na trasie 6, więc średnio wychodzi 7.
Najgorszy jednak w tej jednostce jest hałas jaki generuje. Zdążyłem się przyzwyczaić do terkotania i szorstkiej pracy ropniaków, ale ten tutaj korzenie ma chyba w kilkudziesięcioletnich traktorach. Jest wyraźnie słyszalny i brzmi po prostu tragicznie. Gorzej niż teściowa po miesięcznym pobycie w naszym domu. O komforcie można również zapomnieć w związku z głośnymi dźwiękami opływającego wiatru i przejeżdżających obok samochodów. Nie jest to klasa do jakiej przyzwyczaił nas Mercedes.
W przypadku skrzyni biegów należy się kilka uszczypliwości. Jest niezła, a nawet dobra, ale trzeba pamiętać, że nie pracuje tak wydajnie, przyjemnie i błyskawicznie, zwłaszcza przy redukcjach, jak dwusprzegłówki konkurencji. Te bywają sporo lepsze.
Podobnie na uwadze trzeba mieć kwestię napędu, bowiem Mercedes w standardzie nie daje napędu na cztery koła. Żeby nie być już nadmiernie sarkastycznym zwalę to na potrzeby rynku i gusta klientów.
W zależności od wersji prześwit oscyluje w granicach 15-20 centymetrów, więc jest odrobinę większy niż w Audi Q3 i BMW X1, nie wspominając podwyższanych kombi. Gdy zdecydujemy się na wersję 4Matic napęd standardowo będzie przenoszony w 100 procentach na przednią oś. W razie tracenia przyczepności wielopłytkowe sprzęgło przeniesie do 50 procent mocy również na tylne koła.
Co do jazdy inżynierowie Mercedesa robili co mogli, ale GLA nie prowadzi się tak dobrze jak A Klasa. Waży więcej i środek ciężkości powędrował do góry. Mimo to w prowadzeniu nadal bliżej mu do hatchbacka niż do suva. Zawieszenie jest dość twarde, jednak nie na tyle żeby traktować podróż w kategoriach kary. Jednakże, gdy przyjdzie kierowcy ochota na dociśnięcie GLA na zakręcie nadwozie zacznie się odrobinę przechylać i będzie wypychane na zewnątrz. Nie ma w tym nic niebezpiecznego ani nietypowego. To wyłącznie kwestia masy i wyższego zawieszenia.
Gdyby ktoś was pytał o możliwości terenowe lepiej udawajcie, że macie kłopoty z uszami. Nawet Mercedes nie podaje informacji typowych dla wszędołazów takich jak kąty zejścia czy głębokość brodzenia.
Układ kierowniczy jest charakterystyczny dla samochodów ze Stuttgartu. Chodzi lekko, chociaż trochę zbyt łagodnie. Jest odpowiedni dla kogoś kto oczekuje komfortowych nastawów bez nadmiaru informacji i nerwowości w centralnym położeniu.
W mieście GLA sprawdza się bardzo dobrze. Jego wymiary nie są przesadzone przez co parkuje się sprawnie. Większe krawężniki pokonuje bez zająknięcia podobnie jak szutrowy dojazd na działkę, ale zwykły kompakt, na którym bazuje w zasadzie radzi sobie równie dobrze. Naprawdę chcesz tyle wydać tylko po to, żeby z mniejszą paniką przejeżdżać przez błotniste pola, zważywszy, że i tak masz dziewiętnastocalowe felgi? Poza tym Klasa A wygląda jednak odrobinę lepiej. Taką nieznośną i irytującą małą odrobinkę, przez którą nie będziesz mógł spać po nocach. To tak jakby chodzić z zerówkami na nosie tylko po to, żeby dodać sobie inteligencji.
Cała ta impreza zaczyna się od 115 tysięcy złotych. Najsłabszy diesel jest droższy o 4 tysiące. Wersja 200 Cdi startuje z pułapu 145 tysięcy złotych. Gdyby ktoś chciał mieć napęd na cztery koła i automatyczną skrzynię biegów musi się przygotować na dopłatę w wysokości kolejnych 10. Podobne ceny panują w Audi i BMW. Różnice między A Klasą a GLA nie są zbyt duże i znaczące, aczkolwiek kompakt jest nieco ładniejszy. Chociaż, gdy chcesz mieć panoramiczny dach mały crossover ze znaczkiem Mercedesa to jedyny wybór.