Być jak Mini.

Co tam premiera nowych iPhone’ów. Siatkarze zdobyli mistrzostwo świata? Nieważne. Mamy nowy rząd fachowców? Nieistotne. Wieścią ostatnich kilkunastu dni jest zaprezentowanie przez Fiata nowej wariacji 500-tki.

Jakiś czas temu popełniłem dwa teksty, jeden o dryfowaniu BMW, a drugi o starym, ale hipsterskim Punto. Fiat jak widać pozazdrościł i postanowił zwrócić moją uwagę ku Turynowi. Na dodatek ostatni zakład nie poszedł wyraźnie po mojej myśli przez co dzisiejszy tekst jest sponsorowany przez słowo „pizza”. Nie pytajcie, takie były reguły.

Zatem postanowiłem wysnuć tezę, że Fiat jest jak pizza. Obie rzeczy pochodzą z Włoch, to na pewno. Chodzi jednak głównie o to, że Fiat w swoim zamyśle jest tanim plackiem, który jadano na początku na prowincjach jako mało wyszukana potrawa. Miała zaspokajać głód, być łatwa w przygotowaniu oraz nie droga. Wypisz wymaluj miejskie samochody z logo Fiata na masce. Z czasem pizza urosła do miana kultowej i można ją kupić wszędzie w różnych wersjach, zupełnie tanich lub z bogactwem dodatków. Sukcesywnie jednak zaczęło się pojawiać multum różnych wariacji, wielkości i smaków. I tak też postanowił zrobić Fiat z modelem 500.

Na początku wskrzeszenie kultowego malucha wyszło całkiem dobrze. Pojawiło się kilka odmian jednak nie było takiego wyboru jak w przypadku 911-tki. Teraz koncern z Turynu postanowił pójść śladem Mini i wcale bym się nie zdziwił, gdyby nazwa 500 została odmieniona przez wszystkie przypadki, znaczy segmenty.

Mamy zwyczajną 500-tkę, która jest miejskim dodatkiem do torebki na kołach. Teraz pojawia się wersja 500X, która ma zastąpić wysłużone Punto. Jest również wariacja po wizycie w lokalnym fast foodzie, cały czas pamiętamy o wykupieniu Chryslera, Dodge’a oraz Jeepa, z końcówką L, którą się dzisiaj zajmiemy.

Zacznijmy od tego, że to nie jest 500-tka tylko model, który nazwą ma do niej nawiązywać. Podobno nie ma nawet między nimi żadnej wspólnej części. Fiat bardzo chce uszczknąć nieco sławy jaką posiadają Miniaki, więcej celuje w podobne tony.

W kwestii wyglądu jestem w stanie naprawdę wiele wybaczyć, ale 500-tka w wersji L jest dziwna. Może nie określiłbym jej mianem brzydkiej ani kontrowersyjnej, aczkolwiek to rozdmuchane i napompowane nadwozie nie wygląda na takie jakie bym chciał we własnym samochodzie. Nawet nie pomagają tutaj detale i stylistyczne zabiegi jak dach w innym kolorze, chromowane listwy, tylne lampy czy napis na klapie bagażnika. Nawiązania do Mini są widoczne, ale jak dla mnie zupełnie nie wyszło. Mówcie co chcecie, ale 500L wygląda jak mały busik, który byłby jednym z ostatnich samochodów jakie chciałbym żeby nocowały w moim garażu.

Na plus trzeba zaliczyć to, że można wybierać spośród wielu kolorów, w tym żółtego, kilku rodzajów felg z różnym malowaniem, dachów w innym odcieniu niż reszta nadwozia i paru naklejek, którymi można ozdobić karoserię. Nie jest to może coś znaczącego ani wpływającego na komfort, ale taka możliwość to miły ukłon w stronę klientów. I ich portfeli.

Pierwsze co uderza to ilość miejsca w środku, poczucie przestrzeni oraz jasność. Powierzchnie przeszklone włącznie z panoramicznym dachem są wielkości małych boisk piłkarskich, a kunszt inżynierski, dzięki któremu w nadwoziu o niewielkich wymiarach udało się wygospodarować taką ilość miejsca zasługuje na uścisk dłoni samego prezesa. Dodatkowo rodziny docenią dobrą ergonomię, dużą liczbę pojemnych schowków oraz sprytną tylną kanapę, którą można przesuwać i regulować kąt pochylnia jej oparcia. Na uwagę zasługuje również sporej wielkości bagażnik, którego pojemność przy standardowym umieszczeniu siedzeń wynosi 400 litrów.

W tym miejscu jednak kończą się zachwyty nad wnętrzem. Fotele z przodu są dość twarde, mało wygodne, zbyt wysoko umieszczone i nie zapewniają żadnego podparcia bocznego. Deska rozdzielcza, mimo że jest wypełniona kształtami w postaci kwadratów z zaokrąglonymi bokami nie rzuca na kolana i bardziej przypomina to z Pandy niż 500-tki. Materiały należą do kategorii tych twardszych, łącznie z plastikowymi wstawkami w kolorze nadwozia. Przynajmniej są solidnie zmontowane. Co mnie osobiście irytuje to dziwne kształty dźwigni hamulca ręcznego i gałki skrzyni biegów. No i raczej nie dajcie się nabrać na to, że z tyłu uda się wam przewieźć 5 osób.

Nowością w porównaniu ze zwykłą 500-tką jest silnik. Diesel o pojemności 1,6-litra potrafi wykrzesać z siebie 105 koni mechanicznych i 320 Nm momentu obrotowego. Niestety spora waga 500L, ponad tona trzysta, powoduje, że ma dość średnie osiągi. Do setki rozpędza się w 11 sekund z młodzieńczym wąsem by zakończyć swoje rozpędzanie na 181 km/h. Niestety w okolicach prędkości ekspresowych robi się nieznośnie głośny i traci ochotę na żwawe przyspieszanie. Jednak przy prędkościach miejskich jest nadzwyczajnie elastyczny i przyjemny w obcowaniu. Dodatkowo jest dość oszczędny, średnio zużywa niewiele ponad sześć litrów ropy.

Jego zdecydowanym przeciwieństwem jest skrzynia biegów, która jest mało precyzyjna, a zmiana kolejnych przełożeń przypomina szukanie biegów niczym w starym, zdezelowanym autobusie.

Z kolei przyjemną odmianą jest zawieszenie. Mimo sporej masy i wysoko położonego środka ciężkości nadwozie tylko nieznacznie kładzie się na zakrętach, a swoją twardością nie wzdryga przy pokonywaniu nierówności.

Podobnie jak reszta układ kierowniczy nie zachęca do dynamiczniejszego trybu jazdy. Po części wina leży po stronie elektrycznego wspomagania przez co jest mało komunikatywny i nieprecyzyjny, chociaż do miasta wydaje się odpowiedni.

I zdaje się, że takie jest przeznaczenie 500L. Większość jej wad traci na znaczeniu, gdy teren łownym jest tylko miejska aglomeracja. Wówczas nie denerwuje ani układ kierowniczy ani słabe przyspieszenie.

Jednak istnieje kilka problemów, których nie objedziecie poruszając się tylko po lokalnych ulicach. Pierwszy z nich to cena. Podstawowa wersja 500-tki z dodatkiem litery L z benzynowym silnikiem kosztuje 56 tysięcy złotych. 105-konny diesel w zależności od wersji startuje z pułapu 79 i 86 tysięcy. Wybierając kilka opcji łatwo dobić do okrągłej sumy z jedyną na początku. Co prawda jest taniej niż w przypadku Mini, ale w porównaniu z mniej wystylizowanymi konkurentami już nie jest tak dobrze. Poza tym to nieprzyzwoicie drogo jak za tego typu samochód.

500L podobnie jak mniejsza siostra swoją bytnością miała wzbogacać uliczny folklor i łączyć przeciwstawne cechy. Miało być małe i jednocześnie duże, co w zasadzie się udało. Poza tym cechować je miała praktyczność a także podejście do mody. O ile jest przestronne to głównie za sprawą podejścia do stylistyki modne nie jest. Jest jednak jedna rzecz, przez którą zakup 500L to konieczność. To chyba jedyny samochód na rynku, do którego można dokupić ekspres do kawy i w czasie postoju delektować się tym napojem. Jednak zamiast zaopatrywać Fiata w to urządzenie lepiej wybierzcie się na samą kawę i pizzę z wszystkimi dostępnymi dodatkami. Wyjdzie taniej i lepiej dla wszystkich.

Jedna myśl w temacie “Być jak Mini.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *