To mnie wkurza w nowoczesnych samochodach.

Nie wiem, czy to kwestia przybywania lat, ale zaczynam zauważać pewne zmiany. Nie chodzi tu bynajmniej o fizyczność, ale o coś, co do tej pory wydawało mi się fundamentem nie do ruszenia, a mianowicie o samochody.

Wybór całkowicie nowego, dziewiczego samochodu prosto z salonu to spore wydarzenie. Cały rytuał dobierania opcji, wybór koloru czy innych dodatków. W końcu skreślanie kolejnych dni w kalendarzu, które zostały do wielkiego dnia, czyli odbioru. Wreszcie dowiadujesz się, że już jest na placu, chociaż tylko ze znanych dilerowi kwestii nie możesz go jeszcze odebrać. To najczęściej jest w czwartek, w piątek już nie zdążą, a potem wiadomo – weekend, więc musisz czekać w katuszach do poniedziałku. Nie śpisz całą noc i zjawiasz się dobrze przed otwarciem salonu. Jeszcze ostatnie oględziny i jest. Czysty, świeży, pachnący. Tylko twój. I najczęściej kogoś, kto ci go akurat leasinguje.

Dbasz o niego, lejesz dobre paliwo, zabraniasz w nim palić, pić oraz jeść. Jakakolwiek zmiana kierowcy nie wchodzi w grę. Zaczyna się związek, który potrwa ładnych parę lat i przeżyjecie wiele wspólnych chwil.

I chociaż ta perspektywa wydaje się spełnieniem marzeń to zaczynam ją porzucać. Oczywiście, mamy urodzaj samochodów w każdej klasie, a BMW ciągle stara się wymyślić nowe. To naturalnie nie ułatwia wyboru, ale nie o to chodzi.

Każdy z nas ma jakieś wymagania i z bólem zaczynam stwierdzać, że niemal żaden samochód z obecnie dostępnych na rynku powoli zaczyna ich nie spełniać. Wiele rzeczy zaczyna mnie bardziej irytować niż dawać faktyczną frajdę. W końcu niby samochód to tylko cztery koła i kierownica, ale dzisiaj już nie.

Stylistycznie nie ma problemów. Każdy znajdzie coś dla siebie. Cichociemne kombi czy samochód miejski albo dynamiczne coupe. Nawet są cichociemne coupe i dynamiczne kombi.

Natomiast nie wiem co zaczyna dziać się z wnętrzami. Przecież to w nim spędzamy większość czasu. Powinno być nieźle wykonane, fotele muszą być wygodne oraz mieć odpowiednie podparcie boczne. No i kierownicę. Koniecznie okrągłą. Nie spłaszczoną na dole. Od kiedy stało się to ergonomiczną normą? To nie bolid którejś Formuły, gdzie wystarczy pół obrotu do pełnego skrętu kół, a praktyczne kombi.

No i te dzisiejsze silniki. Czy foki są aż tak ważne? Poza tym skoro samochody i cały przemysł są odpowiedzialne za ułamek całego zanieczyszczenia CO2 to czemu biurokraci z Unii Europejskiej tak się ich czepili? To już może zamiast jabłek zjedzmy wszyscy całą rogaciznę? Jednak zamiast tego ktoś wpadł na pomysł wrzucenia do ważącego tysiąc trzysta kilogramów Peugeota 308 SW silnika trzycylindrowego o pojemności 1.2. Oczywiście razem z wyłączaniem silnika na światłach i innymi ekologicznymi bajerami, które łechcą ego przykuwających się do drzew w obronie błotnych żabek.

A dalej jest tylko gorzej. Zakładam, że skoro posiadacie lub prowadzicie samochód to macie również prawo jazdy. Zdobyte przed lub po którychś zmianach, ale jednak. Czegoś was na kursach nauczono i co więcej lepiej lub gorzej sprawdzono waszą wiedzę oraz umiejętności. Kierowcami wyścigowymi z pewnością nie jesteście, ale jakieś podstawy macie. Dlatego nie rozumiem sensu montowania w dzisiejszych samochodach pomocy w postaci samodzielnego parkowania. Nawet średnio ogarnięty kierowca zrobi to szybciej samodzielnie. No i to marudzenie dziennikarzy motoryzacyjnych, gdy w samochodzie czujniki parkowania nie są na wyposażeniu standardowym. Kilka prób i można się tego nauczyć. To naprawdę nie jest trudniejsze niż wciśnięcie przycisku. Do rozpinania stanika dziewczyny również wołacie mamę tak jak w reklamie? A co będzie dalej? Może samochód będzie sam skręcał w lewo bo większość ma z tym problemy?

Podjazd pod wzniesienie? Już to robi, dzięki elektronicznemu hamulcowi ręcznemu, dzisiaj przyciskowi. Tu jak zwykle liczy się oszczędność producentów. Co złego jest w kawałku metalu? Jest w miarę niezawodny i prosty do naprawienia. Ale jak zwykle trzeba kombinować i zabronić latania bokami. A jak nie potrafisz podjechać pod wzniesienie za pomocą samego sprzęgła, hamulca, gazu i ewentualnie ręcznego to oddaj kartonik na najbliższym komisariacie.

Większość jednak tego nie robi, a część z nich kupuje samochód sportowy. Kiedyś trzeba było mieć wielkopowierzchniową fabrykę testosteronu i niemniej umiejętności, żeby jako tako nimi jeździć. Szybkie pokonywanie zakrętów? Wypadkowa szczęścia i zdolności. Nieudany start spod świateł równał się wstydowi. Ale teraz możemy automatyczne startować, biegi zmienia za nas skrzynia biegów, a umiejętności są zbędne. Nad wszystkim czuwają elektroniczni aniołowie, a dawniej można było ich spotkać tylko, gdy coś sknociliśmy.

Na koniec coś co w zasadzie zabija przyjemność z jazdy, a mianowicie przyczepność. Sama w sobie nie jest zła, jest wręcz pożądana. Naturalnie nie chcę wylecieć na zakręcie, gdy trochę popada, ale chodzi o moment, gdy możecie dzięki swoim umiejętnością dosięgnąć limitów swojego samochodu. Balansować na granicy trakcji i poślizgu. Dzisiejsze samochody dzięki technologii i różnym trzyliterowym skrótom potrafią przenieść te granice w rejony niemal dla nikogo niedostępne. A jak będziesz próbował się do nich zbliżyć to dostaniesz po łapach.

Mam nadzieję, że po tym przydługim wywodzie zaczynacie rozumieć co mam na myśli. W związku z tym dlatego też takim przychylnym okiem spoglądam na dzisiejszą bohaterkę, legendarną E46.

Nie lubię nadużywać wielkich słów, ale w wersji coupe zaczyna wyglądać kultowo. E36 jest odrobinę stare stylistycznie, a E92 to zupełnie inna historia, zaś E46 wygląda akurat. Ani za staro, ani zbyt nowocześnie. Do tego tworzy jedność i nie jest rozlazłe. Jest mniejsze od Focusa w wersji sedan, a od obecnej serii 4 w wersji trzydrzwiowej dzieli je niemal dwadzieścia centymetrów jeśli chodzi o długość. Dodajcie do tego M-Pakiet, a otrzymacie bardzo dynamiczne linie, które jeśli mam być absolutnie szczery wyglądają dobrze nawet dzisiaj, a od narodzin egzemplarzy po liftingu minęło ponad dziesięć lat.

Mówcie co chcecie o dzisiejszych świetnych wnętrzach, ale założę się, że żadne nie będzie pasować do waszego ciała jak szyta na miarę rękawiczka do dłoni. Naturalnie nie ma tutaj żadnego tabletu, ale jest wszystko to, co niezbędne. I proste na dodatek. Wsiadasz, ustawiasz fotel, nastawiasz odpowiednią temperaturę i ruszasz. Ot tak.

Silniki zawsze były mocną stroną BMW, więc w przypadku dynamicznego coupe nie mogło być inaczej. Tutaj rozpiera się trzylitrowa rzędówka o pojemności trzech litrów. Na początku niechęć wywołała dodatkowa litera przy oznaczeniu na tylne klapie. Obok 330 znajduje się litera „d”. Jednak sprawdza się to całkiem dobrze. 204 konie mechaniczne i 410 Nm momentu obrotowego dostępnego już od 1,5 tysiąca obrotów skutkuje przyspieszeniem do setki w lekko ponad siedem sekund i zamknięciu szafy przy 242 km/h. Osiągi są więcej niż wystarczające, a spalanie przy tym małe jak w samochodzie miejskim. Do tego jego użyteczność jest większa niż w większości dzisiejszych jednostek, można go kręcić a on ciągle ma siłę. Dźwięk jest przyjemny i mięsisty, nie tylko jak na diesla. I ten nie brzmi sztucznie przez jakąś membranę ani nie wybrzmiewa z głośników.

Przyjemnym dodatkiem jest również sześciobiegowa manualna skrzynia biegów, która nie wie lepiej od kierowcy i nie przyznaje odznak za ekologiczną zmianę przełożeń. Spełnia swoje zadanie wyśmienicie.

A jak jeździ? Bajkowo. Nawet teraz prowadzi się lepiej niż część nowych samochodów. Mały ruch kierownicą przekłada się na natychmiastową reakcję kół. Muśnięcie pedału przyspieszenia i BMW wyrywa do przodu. Chcesz jeździć spokojnie? Odwdzięczy się komfortową jazdą na długiej trasie. Prowadzi się pewnie niczym zakonnica. Pragniesz się pobawić? Psychicznie 330d waży mniej niż ma to wpisane w dowodzie rejestracyjnym. Przód pilnie słucha się kierowcy, więc w zakręcie idzie jak po sznurku. Odrobina gazu i tył ochoczo się wychyla.

Zdaję sobie sprawę, że F32 ze słabszym o dwadzieścia koni silnikiem objedzie E46 330d. I po raz pierwszy mało mnie to obchodzi. Stara trójka nie jest samochodem idealnym, ale pozostaje samochodem, czymś co jest towarzyszem w podróży, a nie tylko jego elementem. F32 bliżej do windy, zaś E46 jest jak schody. Trzeba w niej coś potrafić, umieć wykrzesać, ale wówczas będzie jak najlepszy przyjaciel, który pomaga, a nie robi coś za ciebie. To trochę tak, jakby iść na piwo z kolegami i zabierać ze sobą żonę.

2 myśli w temacie “To mnie wkurza w nowoczesnych samochodach.”

  1. No jest to piękny wpis! 🙂 Choć dalej uważam że Dieselek w Coupe to jak 2litry w S klasie 😛 Nie gra to razem.

    Ciekawe jest również to że niestety, ale mimo tylu koni i 6 biegowej skrzyni, dwaj łysi panowie nie byli w stanie uciec mi spod maski, gdzie mój wóz waży 1700 (ważone) i ma 3l wolnossącą benzynę o identycznej mocy (również mierzone… lata zabijają koniki).

    Ale co do stylistyki zgodzę się że będzie długo trzymać fason! 🙂 Jestem ciekaw jak będzie z E92?! Wygląda obłędnie, moim zdaniem lepiej od swojego następcy czy tam następców.

Skomentuj falkonetti Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *