Jeśli chcesz kupić używanego Golfa GTI to lepiej przemyśl to jeszcze raz.

Ludzie z natury zdają się być nostalgiczni. Często nie żyjemy teraźniejszością ani nie martwimy się zbytnio o dzień następny. Uwielbiamy za to wspominać jak to kiedyś było lepiej, w starych i dobrych czasach. Pamięć jednak bywa zawodna i zmuszeni jesteśmy setki razy wysłuchiwać jak to ciotka Hildegarda miała romans ze sławnym obecnie sportowcem, a pradziadek Teofil rozprawił się z całym batalionem wrogów, których narodowość zmieniała się rotacyjnie co spotkanie.

Lepszej pamięci sprzyjają również wszelkie zdjęcia i filmy. Nic jednak tak dobrze nie działa na pamięć jak konkretny przedmiot i nie mam tu na myśli Bilobilu. Czasem wystarczy sekunda z muszelką i wracają wczasy w Juracie w ’89. Tą drogą poszli również producenci samochodów. W końcu mamy nowe Mini, 500-tkę, czy Scirocco. Cały tłum muscle-carów. Mniej lub bardziej nawiązujące do pierwowzoru, ale nadal rozbudzające ciepło w lędźwiach i wywołujące dreszcz na karku.

A to prowadzi do wyjątkowego samochodu, który miejmy nadzieję wkrótce wróci. W końcu mija czternaście lat od kiedy go nie ma, a to dokładnie taki sam okres dzielił jego debiut od zaprzestania produkcji poprzednika. Kiedy myślimy o włoskim coupe mamy zaraz na myśli Ferrari, ale żeby je kupić trzeba najczęściej sprzedać własne dzieci i zadłużyć hipoteki. Bohater dzisiejszego felietonu miał więcej koni mechanicznych niż Ferrari Dino i przyspieszał do setki szybciej niż aktualna wersja Golfa GTI czy Porsche Boxster pierwszej generacji.

Nie miał zmyślnej nazwy w postaci włoskiego miasta czy rośliny, a mimo to mówiła wszystko, gdy wyprzedzał was lewym pasem. Był to model Coupe 20V Turbo z rzędowym, pięciocylyndrowym silnikiem. Dla wszystkich urodzonych w czasach Xboxa chodzi o niezwykłego Fiata. W momencie debiutu był najbardziej szaloną wariacją turyńskiego producenta i pozostaje nią do dziś. Kiedy w salonach można było spotkać jedynie Tipo, Uno, Malucha, Cinqucento, Temprę czy pierwszą Pandę był jak przybysz nie tyle z kosmosu co zupełnie innej galaktyki będąc jednocześnie zmutowanym i napromieniowanym.

Pieczę nad stylizacją sprawował Pininfarina, wcześniej odpowiedzialny za Alfę 6C, Ferrari 250 i Testarossę. To dzięki niemu w odpowiednim kolorze, a było tylko pięć dostępnych, wyglądało jak mały model z Maranello i to pomimo, że za bryłę odpowiedzialny był Chris Bangle. Był kompletnie szalony i piękny, a jego linie właściwie się nie zestarzały. Poprzecinane błotniki, klamki w słupkach B czy wlew paliwa rodem z Palazzo Pitti. Proporcję były nieco zaburzone, ale w radością je wybaczaliśmy patrząc na wyszczerzony przód.

W czasach, gdy w środku królowały ciemne materiały, a konstruktorzy nie wiedzieli co zrobić z gołymi blachami specjaliści z Fiata zrobili z nich atut. Część deski rozdzielczej to metal w kolorze nadwozia, który wygląda naprawdę nieźle. Przynajmniej nie jest ponuro jak w kompaktach z tamtego okresu. Fotele są odpowiednio mięsiste i zapewniają dobre trzymanie boczne. Wykonanie nie jest może najmocniejszą stroną Fiata, ale z drugiej strony również nic nie odpada, czyli są do zaakceptowania w codziennym użytkowaniu.

Można by pomyśleć, że platforma z Tipo i silnik z Delty Integrale to niezbyt udane połączenie, ale jazda potrafi zadziwić nawet dzisiaj. Układ kierowniczy jest precyzyjny, a hamulce mają odpowiednią siłę, którą łatwo można dozować.

Dwulitrowy silnik R5 wsparty turbosprężarką generuje dwieście dwadzieścia koni mechanicznych i trzysta dziesięć Nm katapultując lekkie coupe do setki w 6,5. Kres możliwości to autobahnowe 250 kilometrów na godzinę. Gdyby nie kontrola trakcji zbyt skutecznie ograniczająca moc jazda byłaby naprawdę przyjemna i wyjątkowo szybka. Motor nie cierpi z powodu turbo dziury i działa niemal w pełnym zakresie obrotów, więc nie ma problemów z przyspieszaniem. Pod warunkiem, że jest dobra trakcja. Wówczas zmarszczki są wygładzane lepiej niż po wizycie u chirurga plastycznego. Ścieżka dźwiękowa również jest zaletą, rzędowa piątka brzmi dla siebie charakterystycznie, czyli świetnie.

W odpowiednich warunkach Coupe potrafi utrzeć nosa innym, często mocniejszym samochodom, a w pewnych rękach pokaże swoje szalone oblicze. Lubi szybko pokonywać zakręty nie wychylając się przy tym za bardzo ani nie pozwalając sobie na niebezpieczne zachowanie.

Pewnie myślicie, że skoro to Fiat to zaraz sam się zutylizuje, otóż błąd. Silnik jest trochę delikatny, ale jeśli się dba o wymianę oleju i o turbosprężarkę potrafi odwdzięczyć się tysiącami kilometrów. Reszta również wytrzymuje presję czasu, a trzeba pamiętać, że najmłodsze egzemplarze mają czternaście lat. To oraz opinia o marce przekłada się po części na ceny. Już za dwie średnie krajowe można stać się właścicielem wersji turbo, limitowana jest kilkukrotnie droższa. Czy warto?

Klasykiem Coupe raczej się nie stanie, przynajmniej nie takim, za który za parę lat kupicie loft w centrum. Mimo to za niewielką cenę można mieć szybki i stylowy samochód, który nie jest uciążliwy na co dzień, a jego naprawa nie kosztuje tyle co innych włoskich ślicznotek. No i w końcu dostajecie dostęp do elitarnego klubu nie posiadaczy Golfów GTI, a to w pewnych kręgach jest niemal bezcenne. Podobnie jak posiadanie jedynego szalonego Fiata.

Jedna myśl w temacie “Jeśli chcesz kupić używanego Golfa GTI to lepiej przemyśl to jeszcze raz.”

  1. Luuuubie 😀 5 garów gra jak nic innego. Niezależnie czy jest to Audi, Focus czy Fiat.
    A turbinka daje całkiem fajny potencjał do dalszego zwiększania mocy. Na otwarciu obwodnicy w Bytomiu kilka lat temu, były ustawione przez miasto, zawody „na ćwiartkę”. Coupe’ty rozjechały wszystkich! Słychać było tylko potężny dźwięk turbo a chwilę później rywala gnającego daleko w tyle. Niebieski i żółty! :> Moje kolory.

Skomentuj Bebok Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *