Jak konstruktorzy reagują na hasło „Róbta co chceta”?

Podobno o gustach się nie dyskutuje. Sytuacja ma się jednak zdecydowanie gorzej w kraju nad Wisłą, gdzie każdy każdemu gdzieś zagląda, wie lepiej i jest specjalistą w każdej dziedzinie od wszelkiej maści spraw.

Jak wiele innych krajów cenimy zachowawczą stylizację. Mamy tego przykład nie tylko na drogach, ale i w budowlach czy sztuce. Prawdę mówiąc mamy tyle zamków, że moglibyśmy w nich mieszkać.

Teoretycznie nic w tym złego. Ponadczasowe piękno zaskarbia sobie uznanie w oczach wielu, a prosta użyteczność staje się nieodzownym towarzyszem dnia codziennego. Być może dlatego tak bardzo lubimy niemiecką motoryzację.

Sprawa komplikuje się, gdy trafia się „wizjoner”, designer, który na nowo postanawia zdefiniować pojęcie piękna. Często mu się udaje jak na przykład w BMW na przełomie wieków.

Włoskie samochody mają dwa oblicza. Z jednej strony urzekające linie niczym gładko opadające linie sukni od Versace na Marcie Żmudzie Trzebiatowskiej. Przynajmniej tak wyglądają nowe Maserati, Ferrari czy Alfa 4C.

Jest jednak drugie, bardziej budżetowe dno, a mianowicie Fiaty. Ostatnie modele pokazały, że samochód kompaktowy czy miejski może być ładny. W końcu nie od dziś wiadomo, że zaprojektowanie brzydala czy piękności kosztuje dokładnie tyle samo.

Jednak czasem górę bierze praktyczność i projektanta ogranicza forma. Ofiarą samochodów typu van padł Roberto Giolito. Być może większość z was nigdy o nim nie słyszała, ale pracuje w Fiat Centro Stile a jego ostatnimi dziełami są nowa Panda i cała rodzina 500. Patrząc na jego zdjęcia w internecie można rzec, że jak przystało na Włocha ubiera się również schludnie i nienagannie.

Jednak prawie każdy przechodząc obok jego domu z chęcią rzuciłaby w tym kierunku kilka epitetów i reklamówkę kompotu ze zgniłych jajek i pomidorów. Zapytacie dlaczego? Otóż Signore w 1998 roku rozdmuchał ówczesną Bravę i stworzył samochód zwany Multiplą.

W czasie premiery rodziny nie miały większego wyboru. Ciasne kompakty, drogie limuzyny lub Opel Zafira. Jednym słowem sytuacja bez wyjścia.

Multipla wygląda jak zaprojektowany przez ludzi, którzy nigdy się nie spotkali, czemu zawdzięcza przydomek Fiat Paskudo, ale jeśli miałeś żonę i czwórkę dzieci mogłeś zabrać się spokojnie za miasto bez potrzeby kupowania wyraźnie droższego Galaxy czy Sharana. Jeśli chodzi o bagażnik to sytuacja wyglądała jeszcze lepiej. Dwa rzędy siedzeń pozwalały na lokowanie przepastnych sprawunków w przeciwieństwie do bardziej dorosłych vanów z trzema rzędami foteli.

Biorąc pod uwagę koncept samochód można uznać za godnego Nobla. Tata był szczęśliwy ponieważ samochód kosztował mniej niż paczka zapałek. Mama, gdyż dzieci siedzące w bagażniku nie stanowiły dodatkowej strefy zgniotu, a dzieci ponieważ deska rozdzielcza była zaprojektowania z prawdziwie ułańską fantazją w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Wreszcie można było pokazać, że kochasz każde dziecko tak samo i nie bawić w wyliczankę kto zostaje przed wyjazdem i będzie udawał psa pod nieobecność reszty domowników.

Multipla była krótsza niż Brava, na której bazowała ale o wiele szersza. Bez obaw można było parkować w centrum miasta, co nie zdarza się w przypadku bardziej wyrośniętych konstrukcji.

Wnętrze było praktyczne a fotele komfortowe. Wszystko było podporządkowane praktyczności, więc nawet z pozycji kierowcy można było sięgnąć do wszystkich instrumentów. Materiały co prawda nie były najwyższych lotów, ale w końcu to tani samochód rodzinny.

Jazda była przyjemna. Układ kierowniczy być może nie przekazuje za dużo informacji, a zawieszenie nie jest nastawione na sport, ale to wszystko było wystarczające ponieważ najmocniejszy silnik generował jedynie sto piętnaście koni mechanicznych. Dzięki temu spalanie było więcej niż korzystne a jazda pod górkę nie powodowała myśli samobójczych.

Błysk geniuszu z Turynu dostrzeżono dopiero po siedmiu latach produkcji i Multipla doczekała się pierwszego konkurenta pod postacią Hondy FR-V. Była jednak gotowa na wojnę już druga generacja, zdecydowanie bardziej zachowawcza, zaprezentowana rok wcześniej.

Z vana od Fiata można drwić i szydzić. W dobie nieśmiało pojawiających się samochodów rodzinnych był sensowną i wyjątkowo praktyczną alternatywą. A że wyglądał jak ktoś z okularami na czole albo Amy Farrah Fowler z pewnego mało popularnego serialu dodawało szczypty ekscytacji, tak bardzo brakującej w życiu usłanym pieluchami. A wystarczyło zainwestować kilka złotych w prezerwatywy.

Jedna myśl w temacie “Jak konstruktorzy reagują na hasło „Róbta co chceta”?”

  1. Haha 😀 obrońca Multipli! 😀
    W sumie to podoba mi się pomysł tego auta i też bym go bronił 🙂 I nawet nie jest tak zły i brzydki jak go ludzie opisują. Nie mniej mogli być mniej ekstrawaganccy, auto rodzinne projektować z założeniem wyglądu auta rodzinnego, nie ekscentryczno-grass-high’owego 😀 Musieli mieć bekę po premierze!
    -Te zobacz! Dobra cena, wnętrze, praktyczność, zero konkurencji ale za to wszystko będzie mu wstyd na mieście! ahahaha

    Miny w salonie też musiały być rewelacyjne! Ten wyraz twarzy przedstawiający dysonans poznawczy takiego cuda.

    Auto na pewno zostanie zapamiętane na lata! ;] zasługuje na to.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *