Nawet siła Hardkorowego koksa nie pokona nowego Golfa GTI.

Istnieją na tym świecie rzeczy, które są wektorem zmian. Najczęściej możliwości jakie ze sobą niosą są rozwijane w celu poprawy i ogólnego udoskonalenia. Kiedy konkurencja, na początku nazywająca wynalazcę głupcem, widzi jak ten spełnia marzenia szybko naprawia swój błąd tworząc dlań alternatywę. Często jest gorsza, w końcu robiona w pośpiechu, tak żeby uszczknąć kawałek tortu dla siebie. Z biegiem czasu, z generacji na generację, jest coraz lepsza. Sęk w tym, że na nowo zinterpretowane walory mimo rozwinięcia i ciągłego ulepszania paradoksalnie ulegają deprecjacji.

Takim sztandarowym przykładem są hot hatche, czyli rodzinne kompakty w małymi reaktorami na przedniej osi. Spopularyzowane przez Volkswagena blisko czterdzieści lat temu uległy naturalnemu procesowi ewolucji. Niektóre z nich jednak osiągnęły takie stadium rozwoju, że właściwie czeka ich tylko wyginięcie.

Pierwszy gorący Golf miał skromny silnik o pojemności 1.6 i o jeszcze mniej obfitej mocy 110 koni mechanicznych. Dzisiejsza interpretacja od Volkswagena ma dwa razy więcej mocy, nie mówiąc o limitowanej wersji Focusa RS500 sprzed roku o mocy ponad trzykrotnie większej. Problemem Forda była jednak zdolność przeniesienia tej mocy na drogę. Mimo zastosowania sprytnych rozwiązań przez inżynierów przy wciśnięciu gazu wyraźnie skręcał w prawo. Niegdyś nawet istniało powiedzenie, że bezpieczna moc, którą przednie koła są w stanie przenieść na asfalt oscyluje około liczby 200.

A jak spisuje się w tym względzie najnowsza generacja wzoru wzorów? Zaskakująco dobrze. Można by nawet powiedzieć, że fantastycznie. I nie będzie to zbędna kokieteria.

Podstawą jest oczywiście siódma generacja Golfa. Wygląd to kwestia względna, lampy z tyłu wyglądają na nieco za małe względem połaci blachy, aczkolwiek sam samochód może się podobać. Można wybierać spośród trzy- i pięciodrzwiowego hatchbacka, co na tle konkurentów jest optymalną konfiguracją.

Zawieszenie w porównaniu z poprzednikiem jest sztywniejsze o trzydzieści procent, a cały samochód o ponad piętnaście. Nie oznacza to jednak każdorazowej wizyty u dentysty. Są dostępne trzy tryby, w tym komfortowy, który pozwala na w zasadzie normalną jazdę nawet po drogach gorszej kategorii.

Układ kierowniczy to również zdecydowany progres. Krańcowe położenia dzielą zaledwie dwa obroty kierownicą, co przekłada się na znakomite czucie samochodu, a wiadomości o tym, co dzieje się z przednimi kołami płyną bez zakłóceń.

Silnik to stary dobry znajomy. Dwulitrowa doładowana jednostka legitymuje się mocą 220 lub 230 koni mechanicznych, raptem kilka więcej niż w szóstej generacji. Pewnie myślicie, że przez to kompakt z Wolfsburga w starciu z konkurencją wącha spaliny z ich rur wydechowych. Nic bardziej mylnego. Moc, mimo że niewiele większa niż szybkich hatchbacków klasy B powoduje, że Golf jest w stanie nawiązać walkę jak równy z równym z innymi samochodami swojego segmentu często mocniejszych o 30, 40 koni.

I w wielu przypadkach na torze jest stanie je objechać. Zasługa w tym elektronicznie sterowanego dyferencjału. Nie ma problemu w trakcie pokonywania zakrętu. Po wciśnięciu pedału przyspieszenia do oporu samochód praktycznie w ogóle nie wyjeżdża przodem, zachowuje się niemal jak czteronapędówka. Moc nie jest w żaden sposób ograniczana, delikatnie łaskotane są hamulce, tak aby samochód pozostał na zadanym torze jazdy i jak najbardziej efektywnym wykorzystaniu mocy płynącej z silnika. Obrazu tego dopełnia dobrze zestopniowana skrzynia biegów, w tym przypadku sześciobiegowy manual.

Spalanie również nie jest tragiczne. Prawdę mówiąc, jak na samochód o takich osiągach jest relatywnie niskie.

Pewnym jeszcze nie do końca sprawdzonym minusem może być cena. W Niemczech podstawowy Golf GTI kosztuje lekko ponad 28 tysięcy euro, co w porównaniu z Megane RS w Polsce (niecałe 100 tyś.) wychodzi wyraźnie więcej. Za Odrą to jednak Renault jest droższe, więc być może będziemy pozytywnie zaskoczeni przez importera i dopłata nie będzie aż tak drastyczna.

A czy warto? Cóż, uwielbiam wynajdywać w samochodach małą, ale denerwującą cechę, która czasem bezapelacyjnie dyskwalifikuje dany model jeśli chodzi o zakup. I w przypadku Golfa GTI, mimo całych swoich sił, a pewnie i nawet przy możliwościach Hardkorowego Koksa musiałbym skapitulować. To dobry samochód, który niemal w każdej możliwości jest odrobinę lepszy od przeciwników, a gdy odstaje to minimalnie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *