Wielkiś mi pustek nie uczynił w garażu moim, mój drogi samochodzie, tym zniknieniem swoim.

Tak się składa, że całkiem dobrze pamiętam jeszcze czasy, gdy nawet ci najwięksi producenci samochodów mieli w swojej ofercie kilka samochodów. Przeważnie duże koncerny nie miały w swojej ofercie więcej niż dziesięciu różnych modeli.

Na początku lat 90-tych Mercedes miał w swojej ofercie sześć samochodów, dzisiaj szesnaście. Podobnie Audi (5 versus 12), BMW (4 versus 8), czy Ford (6 versus 11). I mowa tu tylko o podstawowych modelach i wersjach nadwoziowych.

Ktoś jednak zwietrzył interes, ach ci sprytni spece od marketingu, i zaczęli wypełniać ważne, a jakże, do tej pory luki w rynku, które samo wymyślili. Cabrio z silnikiem na śmieci, z napędem na trzy koła z bagażnikiem większym od dostawczaka? Nie ma problemu.

A w zasadzie jest. Weźmy na przykład najświeższe doniesienia z Japonii. Otóż Toyota postanowiła rozszerzyć gamę modelową nowej GT86. Pewnie myślicie, podobnie jak ja, że wrzucą większy silnik, albo chociaż turbo do obecnie oferowanego. Niestety nie. Do tego zapewniającego pokłady frajdy większe niż nasze zasoby w gaz łupkowy samochodu dołączy wersja bez dachu. Owszem, Mazda MX-5 jest roadsterem, ale tak została zaprojektowana od początku i jest raczej autem do wiosennego przebudzenia ekologów ze snu zimowego. Jeden z trzech bliźniaków to udane auto do rozpoczęcia zabawy z torem i dryftem, a tu liczy się sztywność podwozia i nadwozia. I raczej śmiem wątpić, że Toyota wydała miliardy dolarów, żeby pomimo wyrzuconego dachu ta właściwość nie ucierpiała.

Wszystko to skłoniło mnie do pewnego popłynięcia w morze braku sensu istnienia innych samochodów.

Na pierwszy ogień weźmy mistrzów w tej dziedzinie, czyli Mini. Gama tych maluchów, które są coraz bardziej przerośnięte, liczy aktualnie siedem wersji, a właśnie dołączyła kolejna w postaci samochodu w stylu Poloneza Trucka. Może i znakomicie nadaje się do dowożenia herbatki o piątej dla królowej, ale cena prawdopodobnie również będzie rodem z arystokracji.

Kolejnymi niepotrzebnymi modelami są te auta, na bazie których zbudowano wersje czterodrzwiowych coupe. To dowodzi, że podstawowy model jest zbyt nudny i mało odważnie zaprojektowany, podczas gdy jego bardziej sportowe wcielenie jest o wiele ciekawsze. Nie rozumiem, dlaczego miałbym kupować na przykład E-klasę, gdy obok jest CLS.

Najczęściej, gdy masz ciężki dojazd do domu kupujesz terenówkę, tylko nie trzydrzwiową, to sprawdza się tylko w przypadku Wranglera i Defendera, lub w miarę ogarniętego napędowo SUV-a. A to sprawia, że nie potrafię znaleźć zastosowania dla Passata Alltrack czy Altei Freetrack. Oba są praktycznymi wersjami innych samochodów, ale dołączany napęd sprawdza się gorzej niż trampki w metrowych zaspach. I te pseudo terenowe plastiki, żeby nie porysować sobie zderzaków o co? O thuje przed domem?

Podobny problem jest z vanami. Kupujesz na przykład C-Maxa bo potrzebujesz więcej miejsca nad głową. Tylko co da ci o parę nanomilimetrów większy S-Max albo Grand Scenic? Potrzebujesz większego auta? Bierzesz Galaxy albo Espace’a. A już na pewno nie wybierasz B-Maxa.

Hyundai na przestrzeni lat pokonał naprawdę długą drogę, od tanich i beznadziejnych aut do całkiem porządnych i już mniej konkurencyjnych cenowo. Niektóre nie są nawet bardzo brzydkie. A to zachęciło ich do solidnego świętowania bo chyba tylko tak można wytłumaczyć pojawienie się Velostera. Wygląda nieźle i wyposażono go w czworo drzwi. Nie, nie jest limuzyną. Po prostu ma bagażnik, dwoje drzwi z przodu i jedno z tyłu. Nie wiem co zażywał projektant myśląc, że będzie zabawnie odpowiadać na pytania na parkingu o to, czy ktoś aby przypadkiem nie ukradł  nam drzwi.

Ostatnim samochodem, którego chciało mi się szukać to Rolls-Royce Ghost. Z samym samochodem jest wszystko w porządku. Co prawda jest zbudowany na bazie siódemki, a to średnio nobilituje w przypadku Rollsa, ale jeździ się nim przyjemnie. Również dobrze wygląda. Kłopot w nim jest taki, że jak spotkacie na światłach faceta w Phantomie, zobaczycie jego pełen politowania wzrok, że nie było was na niego stać, z nosem spuszczonym na kwintę pójdziecie dalej pieszo.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *