… kiedy immobiliser nie chce ruszyć …, czyli jak nie stracić pracy w zimie.

Kiedy śnieżek z nieba prószy, kiedy pani lekkich obyczajów marzną uszy, kiedy męski narząd płciowy w rozporku kima, wtedy jest prawdziwa zima. Pamiętam ten jakże uroczy wierszyk jeszcze z pseckola. Opisuje całkiem nieźle to co aktualnie dzieje się za oknem. Żeby była jasność, lubię zimę. Za zęby na chodnikach, zderzaki w zaspach i dym z kominów, może dlatego że przypomina samochodowe spaliny. Jednym słowem coś co automaniacy lubią najbardziej. Ale my możemy ubrać się ciepło i nam zima zła niestraszna (znowu wspomnienia z młodości). Co jednak z naszymi ślicznotkami na dworze (i nie mam na myśli tych z początku felietonu)? Mówię o naszych blaszanych przyjaciołach, często z letnimi oponami, letnim płynem do spryskiwaczy oraz starym olejem. Ich widok, przykrytych śniegową kołderką może dla nas wydawać się rozczulający, ale dla nich jest raczej jak mroczny pocałunek rdzy. Zdają się mówić jak Albercik i Maks: „Jakiś nawiew włączyły, cholera”.

Cóż, temperatury poniżej 15 stopni Celsjusza nie ułatwiają odpalenia machiny po całonocnym postoju. Tym bardziej, że dzisiejsze samochody nie mają zbyt wiele wspólnego  z Ursusem C-330. Tony kabli i elektryki, rożnych elektronicznych pudełek jak … różne elektroniczne pudełka pod maską. Co prawda odpowiednio przygotowane do zimy samochody dość dzielnie znoszą ulubioną porę roku drogowców, ale takich samochodów jest pewnie z 5 w każdym województwie.

Pierwszym problemem pewnie będzie otwarcie samochodu. Piloty lubią ciepłe kieszenie, więc po wyjęciu nie działają zbyt chętnie. Dotyczy to zwłaszcza kart bezdotykowych, np. stosowanych chętnie w Renault. Immobilisery też nie lubią być ruszane. Po jakiś 30 minutach, gdy przebijemy się przez lód, śnieg, zabezpieczenia możemy w końcu ruszyć do pracy żeby usłyszeć, że zostaliście zwolnieni za kolejne w tym tygodniu spóźnienie.

Czy zatem jest na to rada? Każdy problem da się rozwiązać, więc również i ten. Wystarczy kupić samochód elektryczny lub hybrydę zamiast normalnego pojazdu. Można by założyć, że hybrydy niewiele różnią się od Forda Fiesty na przykład, ale jest coś co czyni je wyjątkowymi. Poza jeszcze większą ilością kabli i silnikiem elektrycznym, o którym później mają baterie. Dokładniej litowo-jonowe. Takie jak chociaż by w Nokii 6310i. Każdy użytkownik komórki zimą doskonale wie jak spada żywotność baterii oraz szybkość działania całego urządzenia o tej porze roku.  Inną kwestią jest zróżnicowanie baterii ze względu na region – inne baterie występują w samochodach na rynek np. w Californii, a inne w Minnesocie. W Europie w hybrydach baterie są bardziej uniwersalne. Inaczej Leonardo di Caprio vel. Brzydal musiałby ciągle pchać swojego Priusa.

Inna kwestią są wspomniane już silniki elektryczne, dla których ujemne temperatury nie są zbyt przyjazne. W związku z tym pewnie w ogóle nie uruchomicie swojej hybrydy i dzięki temu nie usłyszycie od szefa, że wylatujecie bo po prostu nie dotrzecie do biura do wiosny przyszłego roku. Amerykanie uwielbiają Priusa i elektryczną Teslę, dlatego tam jest kryzys. A my cieszmy się naszymi zwykłymi samochodami. Jak widać nowocześniejszy i przyjazny środowisku nie zawsze znaczy lepszy. A w zasadzie nigdy.

Kiedy śnieżek z nieba prószy, kiedy hybryda nie chce ruszyć, kiedy bateria się zacina, wtedy jest prawdziwa zima.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *